O socjalizujących aspektach tańca mówi się nie od dziś. Wiele osób doświadczyło ich na własnej skórze. Grupowe kursy rozwijają umiejętności komunikacyjne, uczą współpracy, budują zaufanie. Jakie jeszcze niosą ze sobą profity?
O budowaniu więzi w tańcu i przełamywaniu barier rozmawialiśmy z łódzkimi instruktorami: Małgorzatą Strzelecką (specjalizującą się w tańcu brzucha) oraz Rafałem Waliszewskim (prowadzącym takie zajęcia jak salsation, latino fit czy afro).
1. Prowadzicie zajęcia grupowe, przygotowujecie ekipy do występów scenicznych. Jak z Waszych punktów widzenia taniec wpływa na kursantów?
Rafał: Taniec zdecydowanie zmienia zachowanie ludzi. Nie znaczy to, że ludzie zmieniają się w kogoś zupełnie innego, chodzi raczej o odkrywanie ukrytych we wnętrzu emocji oraz energii. Często słyszę od moich tancerek, że dla nich wspólny taniec, wspólne spotkania, rozmowy podczas przerw treningowych to najlepszy rodzaj terapii, jaki istnieje.
Dostrzegam, że przychodzą na lekcje poważne, zmęczone pracą, bez nastawienia na sukces, a po chwili łapią flow, chęć do działania. Obserwuję, jak stopniowo pojawia się uśmiech na ich twarzach, wzrok nabiera wyrazistości, a ruch zaczyna uwydatniać koncentrację, świadomość i nowe siły.
Małgorzata: Jeszcze kiedy sama była kursantką, odkryłam, że taniec ma ogromną moc terapeutyczną. Byłam świadkiem niesamowitych przemian, jakie zachodzą w osobach uczestniczących w zajęciach. Chcąc przyczyniać się do uzdrawiania w ludziach kompleksów i zahamowań, zdecydowałam się zająć tym profesjonalnie i zostać coachem zdrowia psychicznego oraz rozwoju osobistego, terapeutką zajęciową, aż wreszcie instruktorką tańca brzucha (który ukochałam sobie lata temu).
Taniec brzucha rozbudza kobiecy pierwiastek drzemiący w każdej osobie, uziemia, poprawia postawę ciała, nadaje gracji ruchom i, co za tym idzie, poprawia pewność siebie. Na moje zajęcia przychodzą dziewczyny, które są wystraszone, niepewne siebie, często zakompleksione na punkcie swojego ciała. Z czasem odważają się odkryć brzuch. Najczęściej to właśnie brzuch pozostaje najbardziej negowaną przez nas częścią ciała. Zapominamy, jak bardzo jest on ważny, nie dajemy mu wystarczająco dużo uwagi i sympatii. Na zajęciach z tańca brzucha odkrywamy nasze brzuchy na nowo, uczymy się je akceptować i lubić. W przyjacielskiej, relaksującej atmosferze otwieramy się przed sobą samą, ale i przed innymi, nawiązujemy relacje. To bardzo wzmacnia.
Dziewczyny zaczynają wierzyć w siebie. Pokazuję im, że są wystarczające takie, jakie są, że każda może tańczyć i czerpać z tego radość, może rozwijać się w duchu akceptacji siebie. Dzięki takiemu podejściu dziewczyny przeistaczają się w prawdziwe orientalne księżniczki, które zachwycają publiczność i zaskakują swoich bliskich nowym obliczem. Wchodzą na scenę piękne i schodzą z niej przy dźwiękach owacji dumne, gdyż zrobiły coś wspaniałego – uwierzyły w siebie!
Sprawdź także: Jaki styl wybrać dla siebie?
2. Czy znacie jakieś szczególne przypadki metamorfoz wśród kursantów?
Rafał: Oj tak, niejeden 🙂
Znam kilka dziewczyn z mojej ekipy marzycieli, które musiałem dłużej namawiać, by zechciały dołączyć do treningów. Nie było to łatwym zadaniem. Mają przecież własne kariery, ustabilizowane życia rodzinne. Zastanawiały się zatem, czy jest w nich miejsce na taniec? W końcu stwierdziły, że mogą uczestniczyć w kursie, ale nikt nie namówi ich na publiczny występ. Wiele z nich uważa, że w pewnym wieku wielu rzeczy już się nie robi, że nie wypada “się wygłupiać” przed obcymi ludźmi. „A jak się pomylę?” „A jeżeli coś skopię i cała grupa przeze mnie źle wypadnie”? Z tymi pytaniami zmagamy się, rozpoczynając przygotowania do występów.
Energia wspólnoty robi jednak swoje. Zaczyna się przełamywanie nieśmiałości i odsunięcie obaw na drugi plan. Co dzieje się teraz? Moje tancerki same wywołują burzę mózgów, podrzucając nowe koncepcje na pokaz. Totalnie otworzyły się na świat, na ludzi. Odważyły się wyjść na scenę i to ubierając się w coś, czego w życiu prywatnym nigdy by nie założyły. To wielki progres. Z przyjemnością i dumą go obserwuję.
Kwintesencją tego otwarcia jest fakt, że dojrzałe kobiety, mające dorosłe już dzieci, własne kariery, firmy i podwładnych, potrafiły wspólnie, w strojach i makijażach scenicznych iść wieczorem przez miasto, by uczcić występ, i tańczyć razem w klatce, dla zabawy :). Nie każdy zdobywa się na spontaniczność.
Małgorzata: Pamiętam taką sytuację, kiedy jedna z dziewczyn powiedziała, że taniec uratował jej małżeństwo – gdy mąż ujrzał ją na scenie taką piękną, na nowo się w niej zakochał. Inna uwierzyła w siebie na tyle, że po kilku operacjach ponownie pokochała swoje ciało, zmieniła podejście do życia, a w konsekwencji znalazła partnera, o jakim marzyła. Każda z dziewczyn wzmocniła się psychicznie i emocjonalnie, gdyż na zajęciach spotkała inne kobiety, które ją lubią i wspierają. Mamy podczas treningów prawdziwą girl power, choć chłopaka też byśmy chętnie włączyły do naszego grona, gdyby znalazł się jakiś chętny. Mężczyźni to wspaniali tancerze brzucha.
Zobacz: Jak wybrać odpowiednią szkołę tańca dla siebie?
3. Jakie są relacje między instruktorem a kursantami? Czy przyjaźnicie się ze swoimi uczniami?
Małgorzata: Nie lubię podziału na „instruktora” i „kursantów” i nigdy tak dziewczyn nie nazywam. Dla mnie są to koleżanki, z którymi tańczę. Jesteśmy w grupie równoprawne. Jedyna różnica polega na tym, że jako osoba z większym stażem, uczę je różnych rzeczy, układam też choreografię. Zawsze jestem otwarta na pomysły dziewczyn, a ich kreatywność nie ma końca. W moich grupach panuje cudowna atmosfera. Razem wyciskamy na zajęciach ostatnie poty, razem śmiejemy się i wygłupiamy. Spotykamy się po zajęciach, by razem tańczyć czy wypić piwo lub kawę. Rozmawiamy w wielu językach. Większość zajęć prowadzę dwujęzycznie: po polsku i po angielsku, gdyż mam w grupie dziewczyny z innych krajów. Powiedziały mi one, że właśnie dzięki temu, poczuły się wreszcie w Polsce częścią jakiejś grupy, przestały czuć się same i znalazły sobie koleżanki, a nawet przyjaciółki. Tak, zawiązały się wśród nas nawet prawdziwe przyjaźnie! Zazwyczaj, kiedy ktoś już dołączy do naszej społeczności, to zostaje dla cudownej i niepowtarzalnej atmosfery. Moje dziewczyny potrafią skruszyć każdy lód i rozruszać nawet najbardziej nieśmiałe osoby. Prawdę mówiąc, te grupy to one. Ja tam tylko uczę ;)!
Rafał: Tak. Określić nas jako grupę bliskich znajomych, to zdecydowanie za mało. Sami siebie określamy jako Rodzinę. Często poznajemy wzajemnie swoje prawdziwe rodziny, historie i wydarzenia z życia. Wiemy o sobie rzeczy, które wiedzą nieliczni i potrafimy, a nawet chcemy się komuś z naszej tanecznej ekipy zwierzyć. To przychodzi naturalnie i nikt nie musi nikogo “ciągnąć za język”.
Spotykamy się także prywatnie, bo chyba się zwyczajnie po ludzku bardzo lubimy i czujemy w swoim towarzystwie swobodnie. Wiemy, że we własnym gronie każdy z nas może być w pełni sobą.
Jako przyjaciele i rodzina musimy też czasem “dać komuś kopa”, postawić go do pionu. Tak się dzieje, gdy jednego z nas dopada zwątpienie. Tak robią przyjaciele.
Dodam, że osobiście odnalazłem w swojej ekipie miłość :). To najlepszy przykład, jak taniec może łączyć ludzi.
Sprawdź również: Jak wybrać idealny rodzaj tańca dla siebie?
4. Jakie są plusy tańczenia w grupie?
Rafał: To zależy od celu. Jeżeli jest to jakiś wspólny projekt, grupa daje motywację do regularnego udziału. Nie chcesz bowiem zawieść, obniżać poziomu ekipy. W efekcie mocniej się starasz, tym samym więcej uzyskując dla samego siebie. Należy pamiętać, że w grupie jesteś wprawdzie jedną z nieodzownych części, ale sam też się przecież rozwijasz. Regularność daje najlepsze efekty: taneczne, aktorskie, zdrowotne, kondycyjne i psychiczne, zwiększając pewność siebie i poziom samoakceptacji. Zwyczajnie, szybciej zaczynamy się sami sobie podobać w lustrze, a to znacznie zwiększa nasz poziom zadowolenia z każdego dnia.
Reasumując: wspólny cel ułatwia rozwój. Łatwiej pokonać trudności, gdy działasz ramię w ramię z innymi ludźmi, którzy są równi tobie (równi bo nawet, gdy ktoś lepiej tańczy, nigdy nie okazuje swej wyższości) i zawsze podadzą pomocną dłoń.
Małgorzata: Myślę, że najważniejsza jest możliwość poznania innych ludzi i nawiązania z nimi więzi. Kolejną jest z pewnością nauka pracy zespołowej, gdzie „ja” ustępuje miejsca „my”. To bardzo przydatna umiejętności – umieć grać zespołowo i umieć dogadywać się bardzo różnymi osobami. Rozwija się akceptacja dla inności i różnorodności. kształtuje się umiejętność negocjacji i odwaga, by wyrażać swoje zdanie. A wszystko to w bezpiecznej atmosferze i pod czułym acz uważnym okiem coacha, czyli mnie 😉 Poza tym, taniec w grupie motywuje – łatwiej zebrać się na zajęcia, kiedy wiemy, że spotkamy fajnych ludzi i że warto ćwiczyć, by nie sprawić zawodu całej ekipie podczas występu.
Przeczytaj: Jak taniec wpływa na zdrowie? Zobacz korzyści!
5. Czy są trudności wynikające z pracy w grupie?
Rafał: Jak w każdej grupie, tworzą ją ludzie. Nie jesteśmy klonami, więc każdy jest indywidualnością.
Każdy ma własny bagaż doświadczeń, własne “schizy” i absolutnie każdy (zwłaszcza ja) potrafi być czasem bardzo irytujący ;).
Oczywiście, że bywają trudności: Czasem dręczy kontuzja, innym razem ktoś w pracy lub w domu doprowadzi Cię do białej gorączki. Samochód się zepsuł, pies pogryzł dywan. Idziesz więc na trening choreograficzny… i wtedy wchodzi prowadzący, cały na biało i czepia się najdrobniejszych szczegółów. Spróbuj powstrzymać wówczas te szalejące fale i czegoś mu nie zrobić xD.
Jednak z mojego doświadczenia wynika, że to wszystko na szczęście szybko mija, a na kolejne spotkanie przybywasz już z nową energią i chęcią.
Bo dobry prowadzący, to ktoś, kto potrafi też przyznać, że coś schrzanił, że przeprasza, że tylko tak gadał, ale przecież wszystko to w jakimś wspólnym celu i nigdy w życiu nie zastąpiłby tej swojej Rodziny innymi, nawet bardziej utalentowanymi, topowymi tancerzami.
Małgorzata: Jest chyba tylko jedna i do tego mała. Czasem ciężko jest przygotować choreografię na występ, gdyż przy tylu osobach zawsze komuś coś wypada i rzadko jesteśmy wszystkie na zajęciach. Co za tym idzie, trudno jest nam ćwiczyć do występu.